top of page

"Kręcę się w kółko"

Zaktualizowano: 4 mar


ree

Co łączy głębię oceanu, karuzelę i coaching?

Na początek zadam Tobie (pozornie) proste pytanie: jak często odczuwamy frustrację w naszej pracy coacha?

No… czasami. Rzecz jasna!

Niejednemu, niejednej z nas, zdarzyło się kręcić w kółko z klientem nie widząc zmiany, mimo podejmowania tego samego tematu już od trzech sesji…

 

Czujesz, że wyczerpały się pomysły i narzędzia pracy, i mimo głębokiego zaangażowania twojego klienta i Ciebie, proces nie posuwa się do przodu.

 

Karuzela przyspiesza. Kręcenie się w kółko przyprawia o zawrót głowy. Frustracja wzrasta.

Coraz częściej zdarzają się klienci, którzy mają za sobą już wiele godzin pracy rozwojowej i terapeutycznej i szukają czegoś więcej… Ty takich klientów doceniasz. Jest wyzwanie. Inteligentne analizowanie myśli.

Narzędzia? Niewystarczające. 

 

Czujesz, że nie możecie dotrzeć do sedna. Martwisz się, że klient nie będzie chciał więcej inwestować swojego czasu, ani pieniędzy. Wiesz, że tak nie powinno być, bo wiadomo… „neurony lustrzane” i klient to poczuje…  Twoja empatia na to nie pozwala.

 

Z jednej strony twoja wewnętrzna potrzeba wysokich standardów pragnie wyników na głębokim poziomie, a z drugiej strony, przecież na szkoleniach mówiono Ci, że czasem to trwa zanim klient zacznie mieć efekt „acha”, że naszą rolą jest „towarzyszenie w procesie”, że to klient ma wziąć odpowiedzialność za zmianę…

 

Ty jednak czujesz, że może być inaczej. Nie satysfakcjonuje Cię zatrzymanie w pół drogi.

Jednocześnie nie chcesz wypaść z rynku, na którym niczym kropla, progresywnie nikniesz w informacyjnym szumie oceanu konkurencji.

 

Z coraz mniejszą wiarą zaczynasz kolejną sesję, a twoja etyka zawodowa sprawia, że zastanawiasz się czy twoje kompetencje są wystarczające.

Coraz częściej łapiesz się na myśli, czy jeszcze nadajesz się do tej pracy.

 

„I co z tym zrobić?” Myślisz sobie.

 

Właściwie możesz być konsekwentny, konsekwentna, i działać z tradycyjną sztuką coachingową i uznać swoje „ograniczenia”, każdy je ma… Jesteś w końcu też człowiekiem… Możesz uczciwie powiedzieć klientowi, że twoje kompetencje się wyczerpały…

 z drugiej strony… przecież kontrakt, tak ciężko wypracowane miejsce na rynku… Pasja pracy, której za nic w świecie nie zamienisz na inną.

I tak źle i tak niedobrze.

 

A może warto pomyśleć o tym trochę inaczej…?

Kiedy pracujesz na przekonaniach klienta to masz dostęp do jego racjonalnej analizy i też na poziomie racjonalnym próbował on już wielu zmian. Często jednak ten poziom już nie jest wystarczający i „głowa już raczej przeszkadza niż pomaga”.

Klient mówi: Analizuję i niby wiem, a jednak pojawia się „reakcja spustowa” i całe moje „wiem” szlag trafia i orientuję się po fakcie, że znowu wszedłem do tej samej wody.

Często nasz racjonalny umysł chroni nas przed „bólem” emocjonalnym i fałszuje rzeczywistość.

Moje wieloletnie doświadczenie pokazało mi, że po to, by dotrzeć do mechanizmów, które blokują nam głęboką i długotrwałą zmianę, trzeba najpierw obniżyć poziom kontroli klienta, wyjść poza racjonalność i dotrzeć do informacji zapisanej w ciele. To właśnie dlatego najpierw reagujemy a potem myślimy post factum. Reakcja odruchowa jest pierwotna i szybsza niż ta przetworzona przez korę nową. Trudno tu wtedy mówić o podejmowaniu decyzji (kora przedczołowa nie zdążyła zareagować) bo reakcja nastąpiła szybciej, bo ten szlak neuronalny jest bardziej znany i łatwiej dostępny.

 

Zastanawiasz się teraz czy to nie jest obszar przeznaczony dla innych specjalistów, czy to nie za głęboko? Właściwie może warto wybierać klientów, którzy mają jednak jasny cel?

Hm, ale takich to ze świecą szukać… Czyż nie?

 

Dlatego też istnieją narzędzia pracy, które pozwalają dotrzeć do „ucieleśnionej informacji”, która jest „źródłem”. Wymaga to obniżenia napięcia u klienta, zbudowania głębokiego poczucia bezpieczeństwa, czyli uspokojenia nerwu błędnego. Można to zrobić m.in. poprzez synchronizację oddechu, pytania, które omijają mechanizmy obronne i pozwalają zobaczyć schemat i pułapki myślenia, w których tkwi klient, a których nie jest w stanie dostrzec z poziomu racjonalnego myśliciela.

Przypomina mi się powiedzenie Szatuduyngera: „Skarżysz się na chmurę pyłu, to dlaczego idziesz z tyłu?„

Problem polega na tym, że klient widzi tylko fragment tej rzeczywistości, nie widzi, że idzie z tyłu… nie widzi kontekstu w jakim się znalazł.

Innym przykładem jest moja klientka, która mówiła, że czuje się doceniana w pracy, ale nie czuje się doceniana w domu. I na poziomie racjonalnym to wszystko już przeanalizowała, jednak emocjonalnie czuła się w domu „nie widziana”.

W wyniku pracy z Clean Language dostrzegła, że "nie widzi, że jest widziana, bo ma zamknięte oczy”.

Wydaje się, to z pozoru banalne jak teraz o tym czytamy, jednak dla klientki to była ogromna zmiana, właśnie dlatego, że to odbyło się na poziomie ucieleśnionego przeżycia a nie tylko myśli.

Jaką to robi różnicę?

 

David Grove opracował metodę, gdzie klient za pomocą pytań zwanych Clean language i wprowadzania klienta w „trans z otwartymi oczami” możemy dotrzeć do głębokich schematów, które blokują zmianę. Dotrzeć, do „misji” objawu, wzorca i odkryć jego sens i wtedy dopiero jest możliwa zmiana, która jest naturalna, w przeciwieństwie do zmiany racjonalnej która wymaga wzmacniania nowym kontrolowanym zachowaniem.  

Ważnym według mnie, dodatkowym atutem metody jest jej intymność. Metafora personalna, która jest wydobywana z „ucieleśnionej informacji” pozwala klientowi zachować dyskrecję, pracować z tym co trudne i czasami wstydliwe, za pomocą analogi w słowach i rysunku, bez potrzeby werbalnego obnażania tego co bolesne.

To daje odprężenie i możliwość skupienia się na strukturze schematu a nie na treściach, które są często źródłem bólu. A klient  z większym dystansem i bez „porwania emocjonalnego” może w kreatywny sposób dokonać zmiany w swoim wewnętrznym świecie, który teraz może sobie „oglądać” w stanie dysocjacji.  

 

Od 6 lat współpracuję z coachami, facylitatorami oraz terapeutami, którzy mają zasoby empatii, odwagę do głębi, a także pokorę i cierpliwość by uczyć się „laserowej precyzji coachingowej” w pracy z systemową zmianą i pracą na poziomie tożsamości klienta.  

Jesteśmy dla siebie grupą wsparcia, dzielimy się doświadczeniami. W naszym gronie nikt nie pozostaje sam z „wyzwaniami” i „trudnymi” klientami.  

Jest głęboko. Krok po kroku technicznie pracujemy nad każdym elementem metody Clean Coachingu, z pasją uwalniając splątane umysły naszych klientów.

 

A Tobie? Jak często zdarza się Ci kręcić na frustrującej karuzeli?

Jakie jest Twoje osobiste podejście, doświadczenie i wnioski? Głębia Cię odstrasza czy fascynuje?

 


Ku głębi z lekkością, 

Bożena

Komentarze


bottom of page